Odcinek 1 – Boks – moja miłość

Moja długa przygoda z pięściarstwem zaczęła się w Żarach. Mieszkałem tam od urodzenia, tj od 1949 roku – zaczyna wspomnienia Mieczysław Massier…

Tam ukończyłem szkole podstawową i po raz pierwszy zetknąłem się z boksem.
Żarskim rodowodem nie tylko ja mogę się pochwalić. W podstawówce uczyłem się z dwoma powszechnie lubianymi i cenionymi przyjaciółmi. Pierwszy to Tadeusz Ślusarski, późniejszy mistrz olimpijski w skoku o tyczce z Toronto ’74 i wicemistrz z Olimpiady Moskwa ’80. Wielka szkoda, że tragicznie zginął w wypadku samochodowym. Ten sam los spotkał byłego rugbistę, potem boksera i wreszcie mistrza olimpijskiego w pchnięciu kulą z Monachium Władysława Komara. Zresztą warto wiedzieć, że Władek przez pewien czas mieszkał w… Legnicy i uczęszczał do Technikum Samochodowego.
Inny mój szkolny kolega to także również doskonale znana postać. Myślę tu o Januszu Rewińskim, popularnym satyryku i aktorze.

Blok, w którym mieszkałem znajdował się bardzo blisko Klubu Sportowego Włókniarz. W klubie sponsorowanym przez Zakłady Przemysłu Bawełnianego istniała sekcja bokserska, którą prowadził Kazimierz Drozdowski. W tym czasie boks był bardzo popularna dyscyplina, a w małym województwie zielonogórskim istniało aż 16 sekcji. Nic dziwnego, ze spotkania odbywały się niemal w każdą niedzielę. Chodziłem na te zawody i bardzo mi się to spodobało.

W owych czasach dostęp do telewizora był bardzo ograniczony. Mieszkałem przy Ogrodowej, w pobliżu domu kultury. A tam mieli telewizor. Najpierw oglądałem Olimpiadę Rzym ’60. Rok później w Belgradzie odbywały się bokserskie mistrzostwa Europy i to one spowodowały podjęcie ostatecznej decyzji. Do dziś pamiętam nazwiska wszystkich mistrzów z tych zawodów. Szczególnie zafascynował mnie wówczas Tadeusz Walasek.

Po mistrzostwach w Belgradzie zacząłem uczęszczać na treningi do sali KS Włókniarz. Ćwiczyłem razem z seniorami, a jednym ze szkoleniowców był Tadeusz Białek. Byłem jeszcze za młody, aby występować w ringu. Liczyłem sobie wówczas zaledwie 13 lat, a miedzy linami można było stanąć dopiero po ukończeniu 16 roku życia.

W 1963 roku ukończyłem podstawówkę i znalazłem się we Wrocławiu. Rozpocząłem naukę w Technikum Żeglugi Śródlądowej, Fakt ten spowodował długą przerwę w treningach. W szkole panowała ostra dyscyplina i w pierwszych latach nauki nie było możliwości zajmowania się sportem. Tylko w soboty i niedziele mogliśmy wychodzić z internatu. Na szczęście, wszystko unormowało się w czwartej klasie i wówczas wróciłem do walki na pięści.

Zawsze miałem szczęście do dobrych ludzi. Tak też stało się w grudniu 1966 roku. Trafiłem do Burzy Wrocław, gdzie spotkałem wspaniałego człowieka i doskonałego trenera Antoniego Hołowacza. Treningi prowadził tez świetny kiedyś bokser Ryszard Waluga. W sekcji panowała doskonała atmosfera i ćwiczyło wielu dobrych pięściarzy, a wśród nich m. in.: Roman Bratkowski, Leon Woyda i Roman Przybyłowski.

Już w grudniu 1963, po kilku zaledwie treningach – stoczyłem pierwszą w życiu walkę. Odbyła się ona na turnieju w Jeleniej Górze. Moim rywalem był Edward Omelak z Moto Jelcza Oława. Pokonałem go na punkty i było to bardzo ważne wydarzenie w mojej dalszej karierze. W drugiej walce zmierzyłem się z obecnym trenerem Gwardii Wrocław. – Leszkiem Strassburgerem. Ale to już oddzielna historia.

materiał pochodzi z Panoramy Legnickiej, wspomnienia notował Zygmunt Łuszcz