Wypędzeni z Leńskiego – odcinek 13

Rok 1976 był bardzo ważnym w moim życiu. Z jednej strony Olimpiada i w Montrealu, a z drugiej możliwość kontynuowania studiów wyższych.

Dzięki namowom i pomocy wielkiego przyjaciela boksu doktora Jerzego Fidzińskiego z Akademii Wychowania Fizycznego, miałem możliwość powrotu na wrocławską uczelnię i wznowienia, przerwanych w 1970 roku, studiów.

Czasami udato mi się też kogoś powalić. Tak mógł stwierdzić autor wspomnień po II- ligowej walce z Łagockim z Szombierek Bytom.

Wszystko dla Igrzysk

W związku z przygotowaniami do występów w Montrealu w pierw­szym półroczu 1976 roku zawieszo­ne zostały rozgrywki ligowe i toczy­ły się one dopiero od września do grudnia. Aby w tym czasie w klu­bach nie zamarło życie, przewidzia­no obowiązkowe rozgrywki towa­rzyskie. Poszczególne drużyny to­czyły po trzy mecze u siebie i po trzy na wyjazdach. Ich wyniki były zarazem eliminacjami do indywi­dualnych mistrzostw Polski. Miedź walczyła w grupie z Turowem Zgo­rzelec, Mo to Jelcz Oława i BKS Bolesławiec.

Nie za bardzo serio

W trakcie tych zmagań – w lu­tym – walczyłem w pierwszym tur­nieju o „Laur Wrocławia”. W eli­minacjach pokonałem Rungego z NRD i Szpondera z krakowskiej Wisły, a w finale uległem Borkow­skiemu z Gwardii Łódź. Prawdę mówiąc, pierwszą część sezonu potraktowałem nie za bardzo se­rio. Było to widać po późniejszych wynikach. W lidze wszystko było w porządku. Jednak na majowych mistrzostwach kraju, w Poznaniu, raczej kiepsko. Po wygraniu pierw­szej walki z Korpikiem z Ostrow­ca, w ćwierćfinale uległem Pilec­kiemu z Gwardii Łódź.

Zrezygnowałem z Montrealu

W czerwcu kadra narodowa roz­poczęta przygotowania do olimpij­skich zmagań. Ja stanąłem przed dylematem, bo… 1 lipca rozpoczy­nała się pierwsza sesja na AWF we Wrocławiu. Zdecydowałem się na kontynuowanie nauki i automa­tycznie musiałem zrezygnować z przed olimpijskich przygotowań. Wy­brałem naukę, gdyż później mogło z nią być bardzo różnie. Z wielo­letniej perspektywy uważam, że postąpiłem słusznie i rozważnie.

Ptak w Legnicy

W tym okresie trenerem pięścia­rzy Miedzi został późniejszy szko­leniowiec reprezentacji narodowej Czesław Ptak, który dziś jest pre­zesem Polskiego Związku Bokser­skiego. Wyniki przyszły nadspo­dziewanie szybko. We wrześniu przystąpiliśmy do drugoligowych rozgrywek, w których zmieniono zasady rywalizacji. 24 drużyny po­dzielono na 6 grup: po cztery w każdej z nich. Trafiliśmy na Gwar­dię Zielona Góra, Szombierki By­tom i Górnika Sosnowiec. Po twar­dych bojach – głównie z Szombier­kami – zajęliśmy pierwsze miejsce w swej grupie i awansowaliśmy do decydującej rozgrywki o wejście do ekstraklasy. O awans walczyli w hali krakowskiej Wisły, od 10 do 12 grudnia 1976 roku.

Pechowy Dukat

Chyba najlepszy reżyser nie wymy­śliłby lepszego scenariusza do kra­kowskiego turnieju, w którym naszy­mi rywalami była Gwardia Łódź i Zagłębie Lubin. Z tej trójki tylko je­den zespół miał awansować do I ligi.

W pierwszym meczu Gwardia zremisowała 10:10 z Zagłębiem. W drugim pojedynku legniczanie walczyli z Gwardią. Wygrali ło­dzianie 10:8, a to za sprawą przy­krego i przypadkowego wydarze­nia. W wadze ciężkiej nasz Mie­czysław Dukat miał duże szanse na zwycięstwo. Jego rywal był dwukrotnie liczony w I starciu. Mietek doznał jednak kontuzji łuku brwiowego. Walkę przerwa­no i uznano za nieodbytą. Zamiast zremisować przegraliśmy.

Roszady w składzie

Zatem o wszystkim miał decydo­wać ostatni mecz turnieju pomię­dzy rywalami zza miedzy – Zagłę­biem i Miedzią. I tu nastąpiło duże nieporozumienie, gdyż nie było ja­sno sprecyzowanego regulaminu. Myśleliśmy, że nie mamy już szans na awans i nie wystawiliśmy najsil­niejszego składu. W muszej Janda zastąpił Lipińskiego. W koguciej wiadomo było, że otrzymam wal­kowera. Wcześniej lubinianin Lada przegrał przez rsc z Urbańskim z Łodzi i musiał oddać punkty bez walki. Mogliśmy zatem przesunąć wagi i w efekcie byłaby wygrana. Takie były przedmeczowe dyskusje, ale rzeczywistość okazała się cał­kiem odmienną.

Miedziowy remis

Ostatecznie miedziowe derby zakończyły się remisem 10:10, a wyniki walk były następujące (na pierwszym miejscu legniczanie): Janda przegra! z Kocurem, Mas- sier zdobył punkty bez walki, Su­kiennik przegrał z Paduchowio- czem a Znyk z Hałunem, Kaczor pokonał Krzaka, Mruk Wardęgę, Suchecki po pięknej walce wygrał z Niemkiewiczem, Marzec zwycię­żył Wojtysia, Kozaczka przegrał z Kowalczyciem zaś Dukat z Calem.

Salomonowy werdykt

Po zakończeniu turnieju nikt z  kompetentnych delegatów warszaw­skiej centrali nie był w stanie powiedzieć, kto wywalczył awans. Okazało się, że zaistniała poważna luka regulaminie. Dopiero po kilku dniach PZB podjął Salomonowy werdykt. Przyznano awans Gwardii i prowadzonej przez Kazimierza Paździora drużynie z Lubina.

Słuszne obawy 

Zagłębie i Gwardia znalazły się z w I lidze, a Miedź została na lodzie. s Tak naprawdę to legniccy działacze 1 nie za bardzo pragnęli awansu. Obawiali się braku wszelkiej pomocy ze strony ówczesnych władz miasta. Inaczej było w Lubinie. Bokserzy nie mieli hali i rozpoczęli rozgrywki w cechowni ZG „Lubin”. W ciągu kilku miesięcy adaptowano halę przy Składowej, w której ligo­wy boks zagościł na długie lata.

A w Legnicy? Zgoła odmienna sytuacja. Trener Ptak odszedł do Warszawy. Nas pozbawiono obiek­tu przv Leńskiego, który do boksu całkowicie przystosowała nasza sekcja. Przeniesiono nas do małej salki filii wrocławskiej Politechni­ki, przy ulicy Batorego. Tak więc okazało się, że legnicy działacze mieli w pełni uzasadnione obawy. Ale to nikogo nie załamało.

Udany sezon

Rok 1976 był bardzo udany dla pięściarstwa w Legnicy. Poza wspo­mnianymi występami Miedź miała ciekawe kontakty międzynarodowe z jugosłowiańską drużyną Swetoza- rewo i gościła w czechosłowackim Moście. W listopadzie natomiast wystąpiła w Legnicy silna drużyna z Magdeburga. Legniczanie wygra­li wszystkie pojedynki. Ja też nie mogłem narzekać. W październi­ku wystąpiłem w reprezentacji Pol­ski w meczu z USA, w którym ule­głem Jerremu Smithowi, a w listo­padzie, w meczu z NRD w Krako- . wie zrewanżowałem się za berliń­ską porażkę Centerbauchowi.

(cdn)

13 odcinek wspomnień Mieczysława Massiera zanotował Zygmunt Łuszcz